Piękna i Bestia -17-

Pokój Usagi…

Była godzina dziewiąta, a każda kolejna minuta  przybliżała mnie do spotkania  z nim albo do wiecznego zapomnienia… Chciałam pójść i zobaczyć jego drugie oblicze, przekonać się, że je tak naprawdę ma… Przecież obiecał mi, że nie dotknie mnie bez mojej zgody, że mnie nie skrzywdzi… To nie było by sex-spotkanie, a dzień spędzony z… No właśnie z kim? Ze znajomym, przyjacielem, wrogiem czy… Ehhh…

Próbowałam to sobie jakoś poukładać w głowie.

Minako przekonywała mnie, że tak naprawdę nic nie tracę.  Może i miała rację, ale ja nie jestem, aż taka odważna jak ona…

Wieczór dnia poprzedniego…

– Ale co ci szkodzi? Pójdziesz tam zaledwie raz i tyle. Spędzisz miło czas, a jak coś będzie nie tak, to już się więcej nie spotkacie. Poza tym, ja będę pod telefonem, więc dzwoń. Przyjadę po ciebie w mgnieniu oka i razem skopiemy mu ten zgrabny tyłeczek.

– Łatwo ci mówić Mina.

– Daj spokój… Kiedy ciebie słucham mam wrażenie, jakbyś opowiadała mi bajkę na dobranoc. Drogie dzieci, dziś posłuchamy o Pięknej i Bestii. Zaczyna się ona od słów: Dawno, dawno temu, a kończy: żyli długo i szczęśliwie. Znasz?

– Taaa, tylko, że potwór z bajki miał brzydki wygląd zewnętrzny, kły, pazury, sierść i inne dziwactwa, ale bogate wnętrze, a w moim życiu jest chyba na odwrót.

– Nie wiesz tego jeszcze na sto procent, więc nie baw się w wróżbitę, bo szczerze, to ci to bardzo kiepsko wychodzi. Uprawiasz jakieś czarnowidztwo, zamiast się przekonać w realu.

– Wiem, wiem ale…

– Nie ma żadnego ale… Może się jednak okazać, że ten twój Przystojny Drań ma piękne i jedno i drugie, i co wtedy zrobisz?

– Poproszę byś została moją świadkową .

&&&

Miałam dwa wyjścia, jedno: iść i na własnej skórze się przekonać, może po raz ostatni, kim jest ten człowiek albo drugie: nakryć się kołdrą i przespać ten dzień. Jedna i druga opcja wydała mi się kusząca na tą chwilę.

Ale…

No właśnie było jeszcze małe „ale”.

Seiya przysiągł mi również, że jeśli się nie pojawię u niego w mieszkaniu do godziny 10:00, on już nigdy nie stanie na mojej drodze. Zniknie, zapadnie się pod ziemię albo rozpłynie.  Tylko czy ja tego właśnie chciałam? Jego propozycja była fair, ale bałam się, tak cholernie bałam się. Wolałam chyba żyć wyobrażeniem o tym mężczyźnie, niż przekonać się jaki jest naprawdę…

&&&

Godzina 9:57

Dom Seiyi…

Pewnie źle robię, ale już taka jestem… Wolę posłuchać głosu mego serca, niż potem żałować… Postanowiłam, że ten ostatni raz zawalczę. Trudno najwyżej się sparzę… Każdemu trzeba dać drugą szansę…

Ubrałam jasnobłękitne jeansy z przetarciem na kolanie, które kupiłam dwa dni temu, narzuciłam czarną ramoneskę na biały top i wyszłam z mojego azylu bezpieczeństwa.

A teraz stoję tu jak głupia pod jego pałacem i nie wiem czy nacisnąć ten cholerny przycisk czy nie?

Teraz albo nigdy…

I coś poprowadziło moje ręce.  A może to serce mi podpowiadało?

Wjechałam powoli windą, już chyba nawet przestałam się ich bać, poprawiłam wysoko upięty kucyk i weszłam dalej. Mój prześladowca czekał na mnie w korytarzu, oparty o czarną komodę z rękami w kieszeni. O dziwo również wybrał ten sam model spodni, tylko w ciemnoniebieskim odcieniu. Nigdy wcześniej nie wiedziałam go w takim wydaniu. Zawsze tylko eleganckie garnitury, idealnie skrojone i drogie koszule… A teraz tylko biała podkoszulka opina się, odznaczając każdy wytrenowany mięsień. Żadnych drogich zegarków czy spinek przy mankietach, jedynie ten kolczyk  w uchu…

– Cześć – odezwał się pierwszy, ale nadal ani drgnął.

– Witaj – odpowiedziałam grzecznie, zastanawiając się czy może jeszcze przypadkiem nie zawrócić. Zawsze mogłam powiedzieć, że zostawiłam włączone żelazko albo coś.

– Jesteś.

– Tak. Zaskoczony? – zapytałam zaciskając mocniej dłonie na czarnym skórzanym plecaku. Czułam się jak nastolatka na pierwszej randce. Ale zaraz. Przecież to nie miała być randka.

– Tak, ale pozytywnie.

– To dobrze.

Nasza rozmowa była jakaś dziwna. Gęste powietrze unosiło się między nami i niezręczna atmosfera zawisła nad naszymi głowami. Krótkie odpowiedzi, zero żartów tylko półsłówka. Miałam wrażenie, że mój rozmówca denerwuje się tak sama jak ja, ale to chyba niemożliwe… A może jednak?

– Wejdź, nie zjem cię Czerwony Kapturku – zażartował, a wtedy jego oczy nabrały innego blasku.

Kurczę, on znowu czyta mi w myślach. Niedobrze…

– Po tobie się mogę wszystkiego spodziewać.

– To prawda, ale tylko miłe rzeczy dziś cię mogą spotkać – i puścił do mnie oczko.

– Szkoda, że tylko dziś  – wyszeptałam, ale on i tak to podłapał.

– To tylko zależy od ciebie ile szczęścia cie spotka i na jak długo. A teraz chodź.  Jadłaś już śniadanie?- zapytał kiedy przekroczyliśmy próg kuchni.

– Nie, to znaczy tak.

– A co dokładnie? – zmrużył oczy i zrobił groźną minę, niedowierzając mi.

Czy on ma jeszcze jakiś detektor kłamstw wmontowany, o którym ja nie wiem?

– Słodko i smacznie.

– Aha, czyli wypiłaś tylko swoją bombę kawową

– Tak, ale…

– Siadaj. Nie ma żadnego „ale”. Śniadanie to podstawowy posiłek. Od niego wszystko się zaczyna – skarcił mnie jak moja mama, kiedy rano idąc do szkoły nie chciałam nic przełknąć. Tylko dlaczego nie wyczułam w jego głosie złości, a troskę. Odsunął krzesło i wskazał na nie. Dopiero teraz zauważyłam, że na morskim obrusie porozstawiane były białe świeczki i zastawa tego samego koloru. Dzbanek z sokiem pomarańczowym i kilka mniejszych talerzy z różnymi przekąskami. Ser, szynka, warzywa i pieczywo. Zestaw standardowy, ale w jakże pięknej oprawie.

– Siadaj. Trzeci raz nie poproszę.

Zrobiłam to, co mi kazał, i jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Rano nic nie mogłam wmusić w siebie z nerwów, a teraz wiedząc te pyszności, zjadłabym je wszystkie.

– Pani Fumiko się napracowała. Wszystko wygląda prześlicznie, i na pewno tak smakuje, ale chyba za dużo tego jak na dwie osoby – skomentowałam rozkładając sobie serwetkę na kolanach.

– Pani Fumiko ma dziś wolne. Nie mogłem długo spać i tak jakoś wyszło.

– To ty to przygotowałeś?

– To nic wielkiego. Wycisnąć sok ze świeżych pomarańczy, pokroić kilka rzeczy i przełożyć je na talerze.

Ja nie mogłam spać ani robić nic innego, a tu proszę. Widzę, że stres bywa też mobilizujący.

– Częstuj się proszę. Smacznego.

Odpowiedziałam i sięgnęłam po ciemne pieczywo, ale Seiya zrobił to samo. Nasze dłonie się spotkały i znowu pojawiło się to dziwne uczucie w podbrzuszu.

– Przepraszam – wyszeptałam zawstydzona i chciałam cofnąć rękę, lecz nie pozwolił mi na to. Przejechał kilka razy kciukiem po moich palcach i uśmiechnął się tak, że cieszyłam się że siedzę, bo moje kolana zrobiły się jak z waty. Uniósł ją, po czym delikatnie pocałował spoglądając wprost w moje oczy. Przełknęłam ślinę i zarumieniłam się pod wpływem tej pieszczoty, lecz na tym poprzestał…

Po tym jak zjedliśmy, chociaż w jego towarzystwie nie było łatwo skupić się na tych prozaicznych czynnościach, wstał i wyciągnął do mnie dłoń.

– Chodź. Ten dzień spędzisz w moim towarzystwie i zobaczysz co robię poza pracą, a poza tym chciałaś mnie lepiej poznać.

– A co będziemy robić? – zapytałam zaciekawiona.

– Tajemnica…

10 myśli na temat “Piękna i Bestia -17-”

  1. Bardzo interesujący rozdział, troszkę taki niewinny, elektryzujący… Tak jak zachowanie naszych bohaterów. Przyjemnie mi się czytało. Uwielbiam tajemnice… Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie pozwolisz nam długo czekać 😉

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz